poniedziałek, 7 stycznia 2013

zbliżenie...


Rozdział ósmy

Po Bożym Narodzeniu Mary wyjechała do domu a Lily pomagała mamie sprzątać. Gdy nagle usłyszała, że ktoś puka do drzwi.
- Już idę!-krzyknęła-James?!?-przytuliła się do chłopaka.- Co tu robisz? Jak się czujesz?
- Witaj Lily, już trochę lepiej, ale czy moglibyśmy się przejść i porozmawiać?
- Jasne- zaczęła się ubierać- mamo! Wychodzę!
Szli w milczeniu. Lily nie chciała naciskać na rozmowę, jak będzie chciał to sam zacznie, w końcu po to tu przyszedł.
- Wczoraj był pogrzeb taty- zaczął
- Przykro mi- popatrzyła mu w oczy- nie wiem co ja bym zrobiła gdyby mój tata umarł… Jak twoja mama to znosi?
- Jest jej ciężko, ale stara się tego przy nas nie okazywać, ale słyszę jak płacze po nocach- spuścił głowę- nie wiem co robić.
- Po prostu bądź przy niej, tylko tyle możesz teraz zrobić.
- Tak.- postanowił zmienić temat.- Chciałem ci podziękować za prezent. Ta moneta z Andym Sharpem jest super. To najlepszy szukający stulecia.
- Nie ma sprawy- uśmiechnęła się- miałam nadzieję, że ci się spodoba.
- Też mam coś dla ciebie- zaczął grzebać w kieszeniach.
- Nie musiałeś, na pewno nie miałeś do tego głowy.
- Już dawno kupiłem.- wyciągnął zdobione pudełeczko.
Podał je dziewczynie. Gdy je otworzyła jej oczom ukazał się złoty wisiorek w kształcie serduszka, zawieszonego na delikatnym również złotym łańcuszku. Lily nie wiedziała co powiedzieć.
- Jest piękny…- James wyciągnął go z pudełeczka.
- Mogę?- Pokiwała głową. Stanął za nią i zawiesił go na szyi dziewczyny. Jego dłoń delikatnie musnęła jej kark. Po ciele Lily przeszły dreszcze.
- Chodź, odprowadzę cię do domu.- podał jej rękę, przyjęła ją i wesoło rozmawiając dotarli pod dom Lily.
- Do zobaczenia w szkole… I jeszcze raz dziękuję za prezent- przytuliła się do chłopaka.
- Tak. Do zobaczenia- odwzajemnił uścisk i teleportował się do Doliny Godryka.

*- James!!! Syriusz!!! Wstawajcie!!!- zawołała Dorea Potter- Jest 10.00 spóźnicie się na pociąg!
- Syriusz! Idioto wstawaj!- krzyknął James
- Mhm… tak Dori, kochanie już wstaję…- wymamrotał zaspany Łapa.
James wiedział, że nic nie zdziała więc postanowił użyć bardziej doraźnych środków.
- Aquamenti!- w stronę Syriusza wypłynęła lodowata woda. Po chwili dało się słyszeć krzyk chłopaka.
- Wstawaj bo  się spóźnisz do swojej Dori- zaśmiał się James.
- Haha…- zaśmiał się poirytowany Syriusz- to przypadkiem nie ty spieszysz się do Rudej?
- A i owszem, już się nie mogę doczekać kiedy ją spotkam
- Tobie już naprawdę odbija- James właśnie rzucił w niego poduszką ale ten zdążył się uchylić i poszedł do łazienki.

*- Na pewno wszystko macie chłopcy?- spytała Dorea na stacji
- Tak mamo- powiedział Syriusz, po chwili zdał sobie sprawę jak się zwrócił do mamy Jamesa.
- Och Syriuszu- przytuliła się do niego- pierwszy raz powiedziałeś do mnie mamo. Jesteś dla mnie jak syn.
- Dziękuję.
- Pamiętaj mamo- odezwał się James- jakby się cos działo lub po prostu będzie ci źle, pisz a my od razu przyjedziemy.
- Dam radę, a wy musicie skończyć szkołę. Dobrze idźcie już bo się spóźnicie.
Gdy weszli do wagonu w przejściu zobaczyli Lily i Dorcas wychylające się przez okno. Jednak żadna nie zwracała na drugą zbytnio uwagi, każda myślała o kimś innym. Łapa zakradł się do swojej dziewczyny i zaciągnął ją do pustego przedziału. Lily nawet tego nie zauważyła, James postanowił podejść do niej.
- Czekasz na kogoś?- stanął obok niej
- O Boże! James!!!- rzuciła mu się na szyję- Już myślałam, że nie przyjdziesz...- oderwała się od niego i zaczerwieniła – to znaczy… my z Dorcas… myślałyśmy, że nie przyjedziecie… a właściwie gdzie oni są?
- Syriusz już się z Dorcas- uśmiechnął się- to jak idziemy do reszty?
- Co…?- zamyśliła się- tak jasne… do reszty.
- Lily poczekaj- złapał ją za łokieć, przyciągnął do siebie i mocno przytulił- naprawdę się stęskniłem- wyszeptał
- Ja też- byli tak blisko siebie, że musiała zadrzeć głowę aby spojrzeć w jego oczy.- James…- chłopak złapał ją za podbródek, przybliżył swoje usta do jej, jednak gdy były już obok siebie James zatrzymał się. Do niej należała decyzja, nie chciał jej do niczego zmuszać. Lily chciała tego, z całego serca chciała go wreszcie pocałować. Już ich usta miały się spotkać gdy ktoś im brutalnie przerwał.
- Hmm…wybaczcie, że wam przeszkadzam- powiedział Michael z ironią- ale po pierwsze tarasujecie przejście a po drugie jako prefekci naczelni nie powinniście przypadkiem zwołać zebrania prefektów?
James zaśmiał się, wiedział że gdy ktoś pouczy Lily co do pełnionej roli nie odpuści i… co tu dużo mówić wybuchnie.
- Słucham? Czy ja dobrze słyszę?- zwróciła się do Jamesa, a ten kiwnął głową- Ty śmiesz mnie pouczać? Po pierwsze jako krukon powinieneś siedzieć w ostatnim wagonie, a takowy znajduje się tam- wskazała kierunek z którego przyszedł- po drugie nawet nie jesteś prefektem, więc nie powinieneś interesować się naszymi zebraniami a po trzecie po świętach nie organizujemy zebrań a po czwarte jeśli się w końcu ode mnie nie odwalisz to pożałujesz- zakończyła wściekła Lily. Tym ostatnim James się zaniepokoił.
- Dręczył cię po tamtym?- spytał
- Nie ważne, nie przejmuj się, teraz przestanie. Prawda Michael?- zapytała chłodno
- Bo co mi zrobisz, szlamo? Naślesz na mnie wiecznego obrońcę Pottera?
- Zaraz się o tym przekonasz!- krzyknął wkurzony już James wchodząc pomiędzy Lily i Michaela- przeproś ją!- wyciągnął różdżkę. Jednak krukon był szybszy.
- Expeliarmus!- różdżka Jamesa powędrowała do Michaela.
James nie zamierzał odpuścić. Podszedł do niego i przywalił mu w twarz tak, że ten upadł.
- Pamiętaj, jak jeszcze raz zbliżysz się do Lily będziesz miał ze mną do czynienia.
Lily złapała Jamesa za rękę.
- Chodź, nie warto za niego dostać szlabanu.
- Zobaczycie!- krzyknął podnosząc się z ziemi- jeszcze pożałujecie!
James chciał wrócić i walnąć go mocniej ale Lily go powstrzymała.
Gdy dotarli do przedziału przywitały ich krzyki.
- Gdzie żeście byli? Do cholery jasnej!- krzyknęła Dorcas i przytulił się do Lily- zaraz dotrzemy do Hogwartu a was ciągle nie ma!
- Dorcas spokojnie- uspokajała ją Ann.
- No właśnie, spokojnie- powiedziała Lily- mieliśmy małą utarczkę z Michaelem.
- Co?- zdziwił się Remus- czego chciał?
- No właśnie nic, szukał zaczepki- odpowiedziała
- Tak? To czemu James ma całą dłoń spuchniętą jakby się bił?- spytał Łapa.
- To nic- powiedział- przeciąłem sobie dłoń gdy zamykałem okno.
- Przestań gadać głupoty- powiedziała Lily- jak zwykle stanął w mojej obronie.
- Aaa… to trzeba było tak od razu, a nie my się tu zamartwiamy, ze mu coś zrobiłaś- zaśmiał się Łapa.- Ała!- krzyknął gdy Dorcas walnęła go w ramię- a to za co?
- Za nic- odparła z miną niewiniątka
- No ja myślę- uśmiechnął się i pocałował ją w nos
- Dobra, koniec tych czułości- powiedziała Ann- panowie wypad z przedziału, musimy się przebrać.
- Ale my chętnie zostaniemy i pomożemy- ożywił się James- prawda chłopaki?- wszyscy się zgodzili, oprócz Petera który wyszedł od razu.
- Może innym razem- powiedziała Lily i mrugnęła do Jamesa- a teraz wypad!!!
Tym razem wyszli od razu.
- Co to było?- spytała Dorcas- ‘’Innym razem’’? Lily czy my o czymś nie wiemy?
- No tak jakby- dziewczyna spaliła buraka- omałoniepocałowałamJamesa- powiedziała niewyraźnie- ichybagokocham.
- Co?- krzyknęła Ann- możesz powtórzyć? Bo nie wierzę w to co powiedziałaś.
- O matko- westchnęła Lily- o mało nie pocałowałam Jamesa i chyba go kocham- zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
- Fuck yea!!!- krzyknęła Dorcas- wiedziałam, że przez święta coś się zmieni, Ann- zwróciła się do drugiej przyjaciółki- jesteś mi winna 10 galeonów.
- Co? Zakładałyście się o mnie?
- No tak troszkę- zaśmiała się Dorcas
- Ugh… no dobra chodźcie chłopaki już pewnie na nas czekają

*Po godzinie cała siódemka siedziała w pokoju wspólnym przed kominkiem. Remus i Ann tak samo jak Syriusz i Dorcas wtuleni w siebie. Lily siedziała oparta o ramie Jamesa i grała z nim w skojarzenia. Peter natomiast jak zwykle siedział i jadł. Po około godzinie Lily zasnęła wtulając się w Jamesa.
- Dobra, zasnęła- powiedział James- a teraz słuchajcie, 30.01 Lily ma urodziny, trzeba coś zorganizować.
- Na cały Gryffindor, czy tylko my?- spytał Łapa
- Myślę, że wolałaby w tym roku bardziej kameralnie- wtrąciła Dorcas
- Ok. to robimy tak…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz